Świadomą pielęgnacje zaczęłam w grudniu 2014 roku.
Nie oszukujmy się w ciągu dwóch miesięcy nie zmieniło się praktycznie nic. Włosy tylko trochę się wyprostowały jednak widać różnicę w porowatości przy naturalnej i farbowanej części. Wprowadziłam olejowanie włosów (Babydream niebieski) i to był strzał w dziesiątkę! Włosy zaczęły wyglądać znośnie i przestały w dotyku przypominać siano.
(Włosy wysuszone suszarką + Tangle Tezzer ) Jednak tutaj zaczęłam już zwracać uwagę na szampon, stosowałam regularnie po olejowaniu emolientową odżywkę (Garnier avocado&masło karite), odżywkę bez spłukiwania z Gliss kur'a, oraz olej do zabezpieczania końcówek. Piłam też wiele kubków pokrzywy i podejrzewam, że to dzięki niej mój widać jakikolwiek przyrost przy tych połamanych włosach.
Pod koniec maja zdecydowałam się na ścięcie włosów maszynką. Pozbywałam się jakiś 70% suchych włosów i z tą długością czuję się zdecydowanie lepiej :). Obwód w kucyku też zwiększył się do 10cm, a końcówki nie są rozdwojone i nie mam białych kropek o które się obawiałam. Na zdjęciu włosy są po nocnym lekkim warkoczy. Do mycia używam lekkiego płynu Facelle i na zmianę szamponu z Timotei. Odżywki pozostały bez zmian. Staram się wprowadzić regularne płukanki ( po płukance z siemienia włosy mają ładny skręt i są miękkie w dotyku, a po rumiankowej delikatne refleksy na naturalnej części). Chcę też wprowadzić znowu pokrzywę bo to nie ona była winowajcą wysypu (ale o tym będzie post)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz